Media trąbią
dzisiaj o negocjacjach w sprawie zawieszenia broni na Ukrainie, trzymając
kciuki za powodzenie rozmów Kijowa, Moskwy, Berlina i Paryża. Jakkolwiek
pokój i dialog zawsze powinny być celem w każdym kryzysie i konflikcie, to
jednak czasem trzeba o nie najpierw zawalczyć. W aktualnej sytuacji takie
rozmowy mogą prowadzić do kompromisu, w którym Ukraina będzie zmuszona do
poważnych wyrzeczeń w zamian za pokój. Który zresztą nie będzie dany raz na
zawsze, a poniesiony koszt stanie się już faktem. Mówiąc wprost, Niemcy i
Francja „oddałyby” Rosji wschodnią część Ukrainy, aby doprowadzić do
stabilizacji regionu, co później będą mogły przedstawić, jako swój sukces. To „oddanie”
oczywiście nie musi (i najpewniej nie będzie) wyglądać, jak w przypadku Krymu, ale
może przyjąć kształt podobny do sytuacji w Mołdawii (mołdawskie Naddniestrze
formalnie nie jest osobnym podmiotem państwowym, jednak nie jest też kontrolowane
przez Kiszyniów, stacjonują tam rosyjskie wojska, a władze w Tyraspolu uważają
się za niezależne).
Obecnie
wskazane byłoby kontynuowanie zdecydowanej ofensywy Kijowa przeciwko rosyjskim
separatystom. Konieczne jest wyeliminowanie, rozbicie, czy też rozwiązanie
wszelkich „niepaństwowych” grup zbrojnych. Istnienie takich organizacji
uniemożliwia sprawowanie kontroli nad krajem i mocno podkopuje autorytet władz
ukraińskich. Dopiero po wykonaniu tego niełatwego zadania będzie można zasiąść
do stołu rozmów z przedstawicielami grup chcących większej decentralizacji
Ukrainy. Nie można natomiast całkowicie stłumić, a tym bardziej lekceważyć
ruchów separatystycznych, ponieważ wtedy zaczną się konsolidować i staną się
groźniejsze (w sytuacji zagrożenia i presji po prostu nie będą miały innego
wyjścia). Decentralizacja odbywałaby się pod kontrolą Kijowa, a gdy we
wschodnich regionach i na granicy z Rosją ukraińska armia zajmie miejsce
nielegalnych bojówek, Moskwa będzie miała ograniczony wpływ na przebieg
wydarzeń. Ukraina nie może pozwolić na funkcjonowanie zbrojnych ugrupowań
niezależnych od rządu w Kijowie (zarówno rosyjskich separatystów, jak i
ukraińskich nacjonalistów). Najdobitniejszym przykładem jest sytuacja w Iraku,
gdzie aktualnie część kraju przejęły szyickie bojówki. Ich siła wzięła się z
poczucia dyskryminacji przez mniejszość sunnicką przed interwencją wojsk
amerykańskich i brytyjskich. Po obaleniu Saddama Husajna (sunnity) Amerykanie
chcieli jak najszybciej ustabilizować sytuację w kraju i zgodzili się na
powstanie licznych szyickich ugrupowań zbrojnych (np. stworzona przez Muqtadę al‑Sadra
armia Mahdiego, która dziś dumnie paraduje ulicami Bagdadu). Te z kolei wzięły
odwet na rządzących do niedawna sunnitach, co zmusiło tych ostatnich do
mobilizacji i samoobrony w postaci własnych ugrupowań zbrojnych. To samo może
mieć miejsce na Ukrainie, gdy władze centralne pozwolą na formowanie się
bojówek, które będą się wzajemnie zwalczały. Konsekwencją będzie włączenie się
w walkę całych grup społecznych (w tym wypadku ukraińskich Rosjan z nacjonalistami)
i piętrzenie się wzajemnych krzywd i nienawiści.
Kluczową
sprawą jest w tym wypadku dialog pomiędzy wszystkimi grupami na Ukrainie (mam
tu na myśli ugrupowania polityczne, grupy etniczne, wspólnoty religijne, etc.)
i oczywiście podział władzy, który jest nieunikniony. Od władz w Kijowie
zależy wyłącznie to, w jaki sposób te procesy będą przebiegać. Gdy któraś z
grup poczuje się dyskryminowana, zacznie walczyć z władzami centralnymi, co
doprowadzi Ukrainę do punktu, w którym jest dzisiaj. Moment na zdecydowaną
walkę z bojówkami i następnie dialog wydaje się być idealny. W powszechnych
wyborach został wybrany prezydent, które nie jest identyfikowany z żadnym ze
skrajnych ugrupowań. A na starcie ma okazję pokazać siłę i zdecydowanie, co
będzie go legitymizować w oczach społeczeństwa, jako wystarczająco silnego do
rządzenia krajem. Później jednak musi pełnić rolę mediatora, który nie będzie
się opowiadał po żadnej ze stron, mając jedynie na względzie jedność państwa i
stabilizację. Tu po raz kolejny przestrogą może być Irak, gdzie premier Nuri al‑Maliki
(szyita) wyraźnie wspierał ugrupowania szyickie, dyskryminując zarówno
sunnitów, jak i Kurdów (którzy w znacznej mierze przyczynili się do szybkiego
obalenia Saddama). Taka polityka doprowadziła do sytuacji, w której władze
centralne nie kontrolują już kraju, a jedynym ratunkiem jest pomoc z zewnątrz
(z USA lub z Iranu).
I to ponownie
doprowadzi nas do punktu wyjścia, kiedy o losach Ukrainy będą decydować Niemcy,
Francuzi, Rosjanie, Amerykanie… A wszyscy oni będą widzieć przyszłość Ukrainy
przez pryzmat własnych interesów, które niekoniecznie muszą być tożsame z
interesem samych Ukraińców. Zwłaszcza, że oni również są w tej kwestii
podzieleni.