W ferworze walk na Ukrainie i
politycznych kłótni odnośnie naszej kiepskiej polityki zagranicznej, trwają
rozmowy na temat obsady kluczowych stanowisk w Unii Europejskiej. Pojawiały się
nawet głosy o dużych szansach naszego szefa dyplomacji na analogiczną do
aktualnie zajmowanej, posadę we Wspólnocie Europejskiej. Jednakże, po kolejnych
już rozmowach (tym razem jawnych) Moskwy z Berlinem i Paryżem, widać, że
nieistotne jest, kto zostanie Wysokim Przedstawicielem Unii do Spraw
Zagranicznych i Polityki Bezpieczeństwa. Tymi sprawami w Unii i tak kieruje
prezydent Putin, chociaż oficjalnie żadnego stanowiska w organach Wspólnoty nie
zajmuje. To jednak w niczym mu nie przeszkadza, a może i wręcz pomaga, bo nie
musi zważać na umowy i traktaty łączące kraje członkowskie UE. Nigdy nie
rozmawia z Unią, jako sojuszem 27 państw, tylko wybiera z tego grona partnerów,
których uważa za godnych do rozmów. A wybrańcy chętnie siadają do stołu
skuszeni widmem korzyści, oferowanych przez to największe państwo świata.
Pokusa jest tym większa, że jest to okazja wynegocjowania korzyści dla własnego
kraju, bez konieczności trudnych rozmów z własnymi sojusznikami i zawierania
kłopotliwych kompromisów. I tak do pokera (lub jak kto woli – rosyjskiej
ruletki) chętnie zasiadają Włosi, Węgrzy, Bułgarzy, Niemcy i Francuzi. Każdy
patrzy jednak w swoje karty i ani myśli dzielić się żetonami. I każdy obstawia
za swoje, bo przecież czeka na inne karty niż pozostali gracze – jeden do
„straight’a”, inny – do „full’a”, a kolejny zadowoli się choćby i „trójką”,
wiedząc, że nic lepszego i tak nie ugra.
I dlatego błędy polskiej
dyplomacji nie polegają na słabej determinacji, aby dopchać się do stołu z
kartami – jak to wytyka rządowi opozycja. Polska powinna zatroszczyć się już
dawno o własny stół, za którym zasiądą z nami po jednej stronie inni gracze, z
którymi wspólnie będziemy ogrywać przeciwników. A tymczasem przez 25 lat III RP
nie byliśmy w stanie sformować żadnego sensownego i trwałego sojuszu
politycznego. Bo Unię Europejską możemy uważać wyłącznie za pogłębioną strefę
wolnego handlu. A strategiczne interesy poszczególnych państw oraz stosunek do
wydarzeń zachodzących na wschodzie Europy, dość mocno się rozmijają. Bo po co
na przykład Węgrom silna Ukraina, która będzie lekceważyć węgierską mniejszość?
I czy pozycja Niemiec i Francji ucierpi w związku z aneksją części tego
45-milionowego kraju przez Federację Rosyjską? Może jednak łatwiej będzie
negocjować warunki stowarzyszenia z okrojoną i dużo słabszą (na dodatek
wystraszoną) Ukrainą? Byłby to dużo mniejszy rynek zbytu dla krajów Unii, ale
jednak łatwiejszy do kontrolowania i zapewne bardziej stabilny w tej okrojonej
prounijnej wersji. Rosja pod rządami Putina też jest dla Berlina i Paryża opcją
lepszą niż jakakolwiek inna w tej sytuacji. Bądź, co bądź jest to kraj
względnie stabilny, co czyni z niego dobrego partnera handlowego. Znacznie
słabiej rozwinięty od Francji i Niemiec, dzięki czemu struktura wymiany
handlowej jest korzystna dla tych ostatnich. Zatem będą one skłonne oddać
Moskwie Krym i część wschodniej Ukrainy w zamian za spokój i dalszą owocną
współpracę gospodarczą. A jeśli przy okazji uda się im uzyskać casus beli wobec
Kijowa, to i tak mogą świętować sukces. Ponieważ będą to „przyjacielskie”
uzgodnienia z Kremlem, zamiast „wrogich” posunięć w postaci Partnerstwa
Wschodniego.
A zatem co Polska może zrobić w
tej sytuacji? Otóż należałoby opłukać twarz zimną wodą, a potem rozejrzeć się
dookoła. Nikt na zachód od Odry nie ma spójnej z naszą strategii politycznej,
bo i sytuacja geopolityczna państw tzw. starej Unii jest nieporównywalna z
polską. UE nie posiada wspólnej ani spójnej strategii wobec państw trzecich.
Dawna Grupa Wyszehradzka też jest dzisiaj tworem bezsensownym. W tej sytuacji
wydaje się oczywiste, że naturalnymi sojusznikami mogłyby być kraje
nadbałtyckie (Litwa, Łotwa, Estonia i może Szwecja). Do tego mogłaby dołączyć
Słowacja. Nie licząc Szwecji, Polska byłaby w tym sojuszu największym i
najsilniejszym państwem i mogłaby zacząć odgrywać znaczącą rolę w tej części
Europy. Co więcej w takim aliansie bylibyśmy silniejszym partnerem do rozmów z
Moskwą. Kolejnymi członkami takiego nowego Partnerstwa Wschodniego mogłyby się
stać Gruzja i Turcja. A obserwując zacieśnianie relacji Armenii z Rosją
(zgłoszenie chęci akcesji Erywania w Unii Celnej Rosji, Białorusi i
Kazachstanu) oraz ostatnie starcia o Górski Karabach z Azerbejdżanem, kolejnym
klockiem układanki mogłoby zostać Baku. Zwłaszcza pod namową Ankary. A
pierwszym krokiem w tym kierunku może być lobbowanie na rzecz akcesji Turcji do
UE, w czym bylibyśmy pionierem. I zagralibyśmy nieco na nosie Niemcom, którzy
już wielokrotnie godzili swoimi działaniami w naszą rację stanu.
Nasz sojusz ze Stanami
Zjednoczonymi jest tylko kwestią prestiżu, ponieważ jakkolwiek nasze cele są podobne,
to priorytety kształtują się już zupełnie inaczej (aktualnie dla Amerykanów
ważniejsza jest wojna domowa w Iraku). Dlatego warto podjąć szerszą współpracę
z państwami, które podobnie patrzą na te same problemy. Zwłaszcza, że Rosja pod
rządami Putina staje się coraz silniejsza i nie kryje ambicji, aby stać się,
obok USA i Chin, czołowym decydentem w relacjach międzynarodowych. Żeby to
osiągnąć, musi stale wzmacniać swoją pozycję i będzie to robić kosztem innych
państw. Dzisiaj Moskwa układa się z Berlinem i Paryżem w sprawie Ukrainy, jutro
może to być Mołdawia, Gruzja, Azerbejdżan… Pojutrze władze na Kremlu mogą
chcieć przetestować spójność i lojalność wewnątrz Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Ktoś podłoży własną głowę za to, że Niemcy, Francuzi, Amerykanie, czy Brytyjczycy
staną wspólnie z nami do walki? Czy nie przehandlują naszego bezpieczeństwa w
zamian za pokój? Nikt jeszcze nie testował działania NATO w praktyce.
Trzeba zatem samemu zadbać o
własne bezpieczeństwo na wszelkie możliwe sposoby. Poszukać prawdziwych
sojuszników, stworzyć i wspierać rodzimy przemysł wojskowy i bacznie obserwować
i reagować na to, co dzieje się dookoła. Pakt Północnoatlantycki to tylko kawałek
papieru tak, jak gwarancje niepodległości Ukrainy. Sam papier nie ochroni nas
przed kulami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz