Bulwersujące
zachowania i komentarze polityków (nie tylko polskich) to niby nic nowego,
ale ostatnio cynizm, hipokryzja i lekceważące podejście do swoich obowiązków
sięga zenitu. Pretekstem do zaprezentowania swojego politycznego refleksu stała
się sprawa Julii Tymoszenko. Po pierwsze chciałbym zaznaczyć, że nie mam
złudzeń, iż była premier Ukrainy została skazana dlatego, że jest głównym
przeciwnikiem rządzącej Partii Regionów. Jednak jej niewinność jest rzeczą
wielce wątpliwą. Zwolennicy pani Tymoszenko próbują przedstawić ją jako ludową
bojowniczkę o wolność i prawdę. Nie trzeba jednak głęboko grzebać w jej
życiorysie, aby przekonać się, że z ludowością ma niewiele wspólnego. Dużo się
teraz mówi o oligarchach ukraińskich i ich bezsprzecznym wpływie na rządzenie
krajem. Znaczna większość opinii jest negatywna. Tak czy inaczej z całą
pewnością nie są oni głosem ludu. I Julię Tymoszenko można spokojnie ustawić w
jednym szeregu z Rinatem Achmetowem, Dmytro Firtaszem i Wiktorem Pińczukiem. Na
pewno nie jest ona ukraińskim wydaniem Lecha Wałęsy.
Do
przewidzenia było to, że większość polityków spróbuje wykorzystać wyrok na
Julii Tymoszenko, aby promować się jako obrońcy sprawiedliwości na świecie. Nie
mnie oczywiście oceniać wyrok na byłej premier. Nie czytałem akt sprawy, nie
mam odpowiednich kompetencji dla jej oceny. Wiem natomiast jedno – jeśli Tymoszenko
podpisała umowy, które przyniosły szkody państwu ukraińskiemu, to powinna być
osądzona z całą surowością. I wiem też, że skandaliczna wypowiedź prezydenta
Komorowskiego o potrzebie zmiany ukraińskiego prawa tak, aby nie można było
zastosować odpowiedzialności karnej wobec polityków, nie powinna mieć nigdy
miejsca. Osobiście uważam, że takie zapisy prawne powinny być międzynarodowym
standardem.
Politycy są
politykami z własnego wyboru i z założenia mają działać dla dobra publicznego.
Otrzymują bardzo wysokie uposażenia i liczne przywileje, ponieważ teoretycznie
przyjmują na siebie ogromną odpowiedzialność, jaką jest współrządzenie krajem.
Tymczasem w praktyce polskie prawo nie obciąża polityków żadną odpowiedzialnością
za ich decyzje. Każdy człowiek odpowiada w pełni za swoje działania.
Przykładowo zaciągam kredyt na zakup samochodu. Następnie moja firma zaczyna
słabo prosperować i przestaję płacić raty kredytu. W najgorszym wypadku mogę za
to znaleźć się w więzieniu. Moja decyzja – moje konsekwencje.
Natomiast
decyzje polityków mają wpływ na życie milionów ludzi i funkcjonowanie całego
kraju (a często także innych krajów). Jeśli rządzący podejmują błędne decyzje,
to powinni za nie odpowiadać osobiście, a nie tylko politycznie. Dymisja i
odprawa nie wydaje mi się karą adekwatną. Zresztą nawet odpowiedzialność
polityczna jest fikcją. Ponieważ poseł, który nie został wybrany na kolejną
kadencję, otrzymuje 3-miesięczną odprawę oraz szansę na pełnienie funkcji w
ministerstwach lub radach nadzorczych. Przypomnę jeszcze, że politycy przy
podejmowaniu decyzji mają praktycznie nieograniczone możliwości korzystania z
porad ekspertów oraz sztabu doradców.
Nie chciałbym,
aby moje słowa zostały odebrane jako gloryfikacja systemu prawa na Ukrainie,
czy poparcie poczynań prezydenta Janukowycza. Jednak zapis o odpowiedzialności
karnej za decyzje polityczne mógłby pozytywnie wpłynąć na standardy postępowań
rządzących. Oczywiście jeśli będzie odpowiednio egzekwowany. Tymczasem słyszymy
szokujące wypowiedzi ministra sprawiedliwości o zniesieniu kar dla
polityków składających nieprawdziwe zeznania majątkowe. Powód? Prawie nie ma
skazań za ten czyn. I tym sposobem wg ministra Gowina przepis jest martwy. W
takim razie proponuje, aby gdy pewnego dnia „prawie nie będzie skazań” za
morderstwo, to również znieśmy karę za to przestępstwo.