środa, 1 lutego 2012

Amerykańskie gry wojenne


Dziennik „Washington Post” w poniedziałek zaczął bić na alarm – zdolności obronne NATO zostaną mocno osłabione! Chodzi o drastyczne cięcia w budżecie Pentagonu oraz praktycznie wszystkich państw europejskich. Zmniejszenie wydatków na armię w najsilniejszych krajach Sojuszu Północnoatlantyckiego jest efektem światowego kryzysu finansowego. W związku z problemami ze stabilnością finansów publicznych większości rozwiniętych państw świata (jednak nie tylko tych), władze podjęły oczywisty krok w celu zahamowania coraz większego zadłużenia.
Tymczasem amerykańska gazeta ostrzega przed negatywnymi skutkami takich decyzji. Straszy zwiększeniem się zagrożenia dla bezpieczeństwa państw Sojuszu. Dodatkowo przytacza ostrzeżenia ambasadora amerykańskiego przy NATO, że USA nie będą już tak hojnie finansować tego międzynarodowego sojuszu wojskowego. Jako przykład słabości militarnej Europy przytaczany jest przypadek blokady przestrzeni powietrznej podczas wojny domowej w Libii.
Jednak waszyngtoński dziennik nie precyzuje, przed jakimi konkretnie (nawet domniemanymi) zagrożeniami miałaby się Europa bronić. Śledząc na bieżąco wydarzenia na świecie, nie potrafię podać ani jednego przykładu. Bo ani Irak Saddama Husseina, ani Afganistan pod rządami Talibów nie był zagrożeniem dla Europy. Nie jest również zagrożeniem Iran pod rządami Ahmadinedżada i Khamenei. Ani Palestyna częściowo rządzona przez Hamas. Zagrożeniem nie jest także wykrwawiająca się, stojąca na grobem Korea Północna. Ani Kuba Raula Castro. To wszystko są „problemy” Ameryki. A pretensje w kierunku Europy, że Stany Zjednoczone finansują 75% budżetu NATO są szczytem bezczelności. USA będące najczystszym i najbardziej cynicznym wydaniem kapitalizmu nie angażują się (a tym bardziej nie finansują) żadnego projektu, który nie jest w ich interesie. Sojusz Północnoatlantycki służy wyłącznie interesom Amerykanów, a dokładnie amerykańskich koncernów zbrojeniowych. Gdyby finansowanie NATO z pieniędzy amerykańskich podatników nie dawało żadnych wymiernych korzyści, to ta organizacja już dawno by nie istniała.
Przed kim według „Washington Post” mielibyśmy się bronić? Który kraj na świecie może wystąpić zbrojnie przeciwko Europie? I w jakim celu? W dzisiejszych czasach wojna jest opłacalna tylko dla producentów uzbrojenia oraz usług i towarów „towarzyszących”. Jednak warunkiem jest to, że odbywa się na obcym terytorium.
Natomiast jeśli chodzi o zagrożenia dla Europy, to są to m.in. nadmierne zadłużenie państw, wzrost cen ropy i gazu, wewnętrzne niepokoje społeczne spowodowane pogarszającą się sytuacją gospodarczą. Zagrożeniem jest drastyczne spowolnienie rozwoju gospodarczego, wzrost bezrobocia i niewydolność systemów emerytalnych. Długo można jeszcze wymieniać, ale na żaden z tych problemów nie jest receptą wypełnianie arsenałów. Wręcz przeciwnie – zakup kosztownego uzbrojenia przyczyni się do szybszego upadku europejskich gospodarek. To samo spowoduje kolejna wojna na Bliskim Wschodzie (planowany amerykańsko-izraelski atak na Iran). Każdy konflikt w tym rejonie powoduje drastyczne zwyżki cen ropy i gazu. To natomiast napędza inflację, która pustoszy nasze portfele i zabija nasze gospodarki. To właśnie z powodu inflacji tak drogo kosztują nas kredyty – systematycznie podnoszone są stopy procentowe, aby zahamować wzrost cen.
Nie dajmy się namówić Amerykanom, abyśmy ratowali ich gospodarkę kosztem naszych! Brednie o grożących nam konfliktach zbrojnych można włożyć między bajki. Wszystkie aktualnie trwające konflikty na świecie mają miejsce z dwóch powodów – nabrzmiałych problemów ekonomiczno-społecznych oraz interwencji zbrojnych USA. Tych pierwszych nie rozwiąże się karabinem. Te drugie w ogóle nie mają być rozwiązane.