Dziennik „Washington Post” w
poniedziałek zaczął bić na alarm – zdolności obronne NATO zostaną mocno
osłabione! Chodzi o drastyczne cięcia w budżecie Pentagonu oraz praktycznie
wszystkich państw europejskich. Zmniejszenie wydatków na armię w najsilniejszych
krajach Sojuszu Północnoatlantyckiego jest efektem światowego kryzysu
finansowego. W związku z problemami ze stabilnością finansów publicznych
większości rozwiniętych państw świata (jednak nie tylko tych), władze podjęły
oczywisty krok w celu zahamowania coraz większego zadłużenia.
Tymczasem amerykańska gazeta
ostrzega przed negatywnymi skutkami takich decyzji. Straszy zwiększeniem się
zagrożenia dla bezpieczeństwa państw Sojuszu. Dodatkowo przytacza ostrzeżenia
ambasadora amerykańskiego przy NATO, że USA nie będą już tak hojnie finansować
tego międzynarodowego sojuszu wojskowego. Jako przykład słabości militarnej
Europy przytaczany jest przypadek blokady przestrzeni powietrznej podczas wojny
domowej w Libii.
Jednak waszyngtoński dziennik nie
precyzuje, przed jakimi konkretnie (nawet domniemanymi) zagrożeniami miałaby
się Europa bronić. Śledząc na bieżąco wydarzenia na świecie, nie potrafię podać
ani jednego przykładu. Bo ani Irak Saddama Husseina, ani Afganistan pod rządami
Talibów nie był zagrożeniem dla Europy. Nie jest również zagrożeniem Iran pod
rządami Ahmadinedżada i Khamenei. Ani Palestyna częściowo rządzona przez Hamas.
Zagrożeniem nie jest także wykrwawiająca się, stojąca na grobem Korea Północna.
Ani Kuba Raula Castro. To wszystko są „problemy” Ameryki. A pretensje w
kierunku Europy, że Stany Zjednoczone finansują 75% budżetu NATO są szczytem
bezczelności. USA będące najczystszym i najbardziej cynicznym wydaniem
kapitalizmu nie angażują się (a tym bardziej nie finansują) żadnego projektu,
który nie jest w ich interesie. Sojusz Północnoatlantycki służy wyłącznie
interesom Amerykanów, a dokładnie amerykańskich koncernów zbrojeniowych. Gdyby
finansowanie NATO z pieniędzy amerykańskich podatników nie dawało żadnych
wymiernych korzyści, to ta organizacja już dawno by nie istniała.
Przed kim według „Washington Post”
mielibyśmy się bronić? Który kraj na świecie może wystąpić zbrojnie przeciwko
Europie? I w jakim celu? W dzisiejszych czasach wojna jest opłacalna tylko dla
producentów uzbrojenia oraz usług i towarów „towarzyszących”. Jednak warunkiem
jest to, że odbywa się na obcym terytorium.
Natomiast jeśli chodzi o
zagrożenia dla Europy, to są to m.in. nadmierne zadłużenie państw, wzrost cen
ropy i gazu, wewnętrzne niepokoje społeczne spowodowane pogarszającą się
sytuacją gospodarczą. Zagrożeniem jest drastyczne spowolnienie rozwoju
gospodarczego, wzrost bezrobocia i niewydolność systemów emerytalnych. Długo
można jeszcze wymieniać, ale na żaden z tych problemów nie jest receptą
wypełnianie arsenałów. Wręcz przeciwnie – zakup kosztownego uzbrojenia
przyczyni się do szybszego upadku europejskich gospodarek. To samo spowoduje
kolejna wojna na Bliskim Wschodzie (planowany amerykańsko-izraelski atak na
Iran). Każdy konflikt w tym rejonie powoduje drastyczne zwyżki cen ropy i gazu.
To natomiast napędza inflację, która pustoszy nasze portfele i zabija nasze
gospodarki. To właśnie z powodu inflacji tak drogo kosztują nas kredyty – systematycznie
podnoszone są stopy procentowe, aby zahamować wzrost cen.
Nie dajmy się namówić Amerykanom,
abyśmy ratowali ich gospodarkę kosztem naszych! Brednie o grożących nam
konfliktach zbrojnych można włożyć między bajki. Wszystkie aktualnie trwające
konflikty na świecie mają miejsce z dwóch powodów – nabrzmiałych problemów
ekonomiczno-społecznych oraz interwencji zbrojnych USA. Tych pierwszych nie
rozwiąże się karabinem. Te drugie w ogóle nie mają być rozwiązane.