czwartek, 5 stycznia 2012

Kawior i koniec świata

Ledwo zaczął się Nowy Rok, a już jesteśmy bombardowani masą pesymistycznych wiadomości, prognoz i przepowiedni. Podsumowując je wszystkie – w tym roku albo nastąpi przepowiadany koniec świata, albo jego bankructwo. Sam nie wiem, co gorsze. Ale mówiąc całkiem poważnie, perspektywa nie rysuje się zbyt optymistycznie. Jednak najbardziej irytujące jest to, że przywódcy tego świata (zresztą przez nas wybrani) wcale nie próbują ułatwić nam życia. Jedyną optymistyczną informacją była spłata dużej części polskiego długu oraz udana emisja naszych obligacji. Jednak pozostałe wiadomości całkowicie gaszą ten nieśmiały optymizm.
Większość krajów europejskich oraz USA są na skraju bankructwa, co oczywiście w minimalnym stopniu dotyka tych odpowiedzialnych za zaistniałą sytuację. Mimo wszystko ceny wciąż rosną (w przeciwieństwie do wynagrodzeń). Na otarcie łez będziemy płacić większe podatki, a w przyszłości otrzymywać niższe emerytury (mimo, że będziemy pracować dłużej). Jak na razie nie słyszałem o zmniejszeniu diet poselskich (ani w polskim, ani w europejskim parlamencie). Wciąż czekam na taką informację.
Beneficjenci owych diet mają m.in. za zadanie rozwiązywać problemy gospodarcze w naszych państwach (mam na myśli Europę). Na pewno ważnym krokiem w tym kierunku była niedawno uchwalona francuska ustawa. Prezydent Sarkozy podpisał dokument mówiący, że każdy Francuz negujący fakt masakry Ormian przez Turków na początku XX wieku będzie podlegał karze. Wszyscy bardzo się z tego cieszymy. Drugorzędną sprawą są zbliżające się wybory prezydenckie we Francji i duża mniejszość społeczności ormiańskiej zamieszkująca ten kraj.
Równie pomocny w gaszeniu „pożaru finansowego” okazał się Barack Obama do spółki z amerykańskim Kongresem. Świadomie i z premedytacją od dłuższego czasu zaostrzają konflikt z Iranem – jednym z największych producentów i eksporterów ropy i gazu. A przez terytorium (morskie) tego kraju przebiega szlak transportu 20% światowego wydobycia czarnego złota. Amerykanie próbują wywołać kolejną wojnę, a ceny paliwa podskoczą tak wysoko, że europejska gospodarka wykrwawi się szybciej niż Hilary Clinton powie: „Business as usual”.
Tymczasem argumentacja interwencji zbrojnej jest stara, odgrzewana i już raz okazała się bzdurą wyssaną z palca. Niedawno Amerykanie wycofali się z sąsiedniego Iraku, który zaatakowali prewencyjnie w obawie przed bronią jądrową Saddama Husseina. Żadnej bomby nie znaleziono. Może została potajemnie przemycona do Iranu i trzeba ją tam teraz znaleźć. Tak więc konflikt jest nieunikniony. A kto będzie temu wszystkiemu winien? Zastanówmy się… Od pewnego czasu Waszyngton oskarża Teheran o pracę nad budową bomby jądrowej i z tego powodu nakłada na Persów coraz to nowe sankcje. I zmusza do tego inne kraje. Iran ostatecznie stracił cierpliwość i zagroził zamknięciem Zatoki Perskiej. Grozi to ograniczeniem dostaw ropy z Bliskiego Wschodu i tym samym ogromnym skokiem jej ceny. Tak więc za gospodarczy upadek Europy odpowiedzialny będzie Mahmud Ahmadinedżad i Ali Khamenei.
Odpuszczę sobie wyliczanie pozostałych problemów finansowych współczesnego świata, bo poziom przygnębienia niebezpiecznie wzrósł. A wszystkim naszym przywódcom w Nowym Roku życzę, aby przy następnej wspólnej kolacji udławili się kawiorem. To będzie taka współczesna Ostatnia Wieczerza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz